Pozytywnie

No to w końcu mamy wiosnę. Z można się w końcu zabrać za siebie i za psa bez większych przeszkód w postaci lodowatego wiatru ze śniegiem dmuchającego tak, że psa zwiewa a z oczu łzy płyną hektolitrami, czy zasp mierzących pół metra pojawiających się w nieoczekiwanym momencie dzielnego kroczenia przez śnieg. I w ramach dłuugieeego niepisania nadrobię trochę moimi barwnymi przemyśleniami.

Szczurzy zimą miał spacerek średnio co... trzy dni. Tak, tak, znęcam się nad psem, ale tak wyszło, bo mi niestety zimowy letarg nie służy do czego Pan Szczur przywyknąć musi. Dzięki temu dokonałam niemałego odkrycia, które mnie ucieszyło niezmiernie.
Pewnego pięknego, słonecznego dnia bez śniegu, za to grzęznąc w błocku do kostek wyszliśmy sobie radośnie na spacerek na pole, ja wyposażona w smaki, szarpaczek i piłeczkę, szczurzy... no, w nic nie wyposażony. I tak sobie szliśmy coby szczura załatwić żeby się nie dekoncentrował podczas pracy i zamarzyło mi się wyciągnąć piłeczkę z kieszeni żeby w międzyczasie szczura ponakręcać. Ku mojemu zdziwieniu szczura nakręcać nie trzeba było bo jak zobaczył pyszczka wpadł w szał! Robił wszystko, dosłownie wszystko żeby ta piłeczka jego się stała. Szok. Ktoś mi psa podmienił. Nic innego się nie liczyło. Puściłam go ze smyczy, komenda biegaj, a ten do piłeczki. I rzucaj mu, jak najdalej, i żeby się jeszcze odbijała. A jak za długo przetrzymywałam to skakał do mnie chcąc swoje kochanie uratować. Dwa lata temu ten pies do pyska piłki by nie wziął!
Miła to była niespodzianka, bardzo miła. U psa, którego w pewnym momencie spisałam na straty taka wielka chęć pracy, robienia czegoś ze mną. Mój piękny, wspaniały i uroczy Pan Marcel jest świetnym dowodem na to, że nie można się poddawać, bo wysiłek włożony w to, co chcemy osiągnąć w końcu się zwróci. Fakt, czasem jest ciężko, a nawet bardzo często jest cholernie ciężko, jednak ta radość na psiej mordzie, zapał, i bezgraniczne uwielbienie wynagradzają wszystkie trudy i niedogodności.


Photobucket

Photobucket

Photobucket